Cały dzień na planie minął jej pod znakiem wieczornego
spotkania. Nie pamiętała żadnej z uwag reżysera czy profesora. Głowę zaprzątały
jej myśli o tym co powie i czy w ogóle to jest on. Z jednej strony strasznie chciała
go zobaczyć, ale z drugiej obawiała się jego reakcji. Z góry założyła, że nie
pomyślał o niej ani przez chwilę. Stres zżerał ją od środka i nie potrafiła
sobie z tym poradzić. W wyniku tego chodziła nerwowo po planie cały dzień i
zbywała wszelkie komentarze w jej stronę. Jedynym, który nie zasypywał jej
milionami pytań o to co się jej stało, był Jared.
Nie był on kolejną, typową bezmózgą gwiazdką. Miał świetne,
inteligentne poczucie humoru, o czym przekonała się kiedy żartował wraz z
Matthew albo Jennifer. Przy nim chwilami nawet zapominała co ma nastąpić
wieczorem. Niestety, kiedy tylko znikał podczas kręcenia scen, zaczynało się
prawdziwe piekło w jej głowie. Odliczała minuty, sekundy, raz przyłapała się na
liczeniu własnych oddechów. Zachowywała się jak nie ona. Musiała wyglądać
przekomicznie z punktu widzenia reszty, ale chyba takt osobisty nie pozwolił im
zwrócić jej jakiejkolwiek bardziej znaczącej uwagi.
Dochodziła godzina osiemnasta, czyli za jakieś trzydzieści
minut powinna wyjść z planu, aby na spokojnie dotrzeć na miejsce. Akurat w jej
przypadku „na spokojnie” było jednym wielkim kłamstwem. Mniej się stresowała
podczas pierwszego dnia na uczelni marzeń niż w takiej głupiej sytuacji.
- Przecież to zwyczajny chłopak idiotko, nawet o tobie nie
myśli…- powtarzała sobie ciągle w głowie podczas wypalania coraz to kolejnego
papierosa. Dzisiaj zeszła jej prawie cała paczka, a zazwyczaj wystarczała jej
na dwa, trzy dni.
Jej myśli ciągle odbiegały do pamiętnego lotu samolotem, co
w ogóle jej nie pomagało zachować spokoju. Zastanawiała się czy on wykonywał
jakieś ledwo zauważalne gesty w jej stronę karzące się jej albo odwalić, albo
wręcz przeciwnie, zachęcał ją do siebie. Niestety miała kompletną pustkę w
głowie. Zdawało się jej parę rzeczy, ale nie była stu procentowo pewna, czy jej
się nie przewidziało. Pamiętała jego spojrzenia w jej stronę, tak jakby to było
wczoraj. Jeszcze z nikim innym nie rozmawiało jej się tak swobodnie jak z nim.
Jared był zupełnie inny i chyba tylko to kazało jej powątpiewać, że możliwie są
braćmi. Przecież mogła lecieć z zupełnie innym Shannonem, który nigdy w życiu
nie spotkał kogoś takiego jak Jared Leto.
Jej umysł bardzo szybko przystał na tą opcję i kompletnie
odrzuciła od siebie wszelkie wątpliwości. Przecież gwiazda światowego formatu
nie leciałaby biznes klasą i z pewnością nie rozmawiałaby z taką dziewczyną jak
ona. Nie było takiej możliwości. Spokojniejsza już, wypaliła papierosa do końca
i udała się w stronę planu, aby pożegnać się z profesorem i Kate. Na dzisiaj to
był dla niej koniec praktyk. Jutro zaczynała od godziny dziesiątej, więc mogła
spokojnie iść odnieść te teksty, a potem wyskoczyć gdzieś za miasto. Chciała
nakręcić trochę ujęć Hollywood Hills do swojego pierwszego, amatorskiego filmu.
Nie miała tytułu, aktorów ani pomysłu, ale miała nadzieję, że w tym miejscu
dostanie nagłego przypływu weny.
- Profesorze, ja już pójdę, dobrze? Muszę jeszcze zawieść to
dla Jareda…- zwróciła się do swojego wykładowcy, który był zbyt zaaferowany
rozmową z reżyserem, więc machnął na nią ręką, co miało oznaczać zgodę.
Podeszła jeszcze do głównego zainteresowanego i powiedziała
mu, że już jedzie dać to jego bratu.
- Naprawdę dziękuję. A chciałabyś może chwile poczekać z
Shannem na mnie i zjeść kolacje w towarzystwie panów Leto? Nie daj się
prosić, jakoś muszę się tobie
odwdzięczyć… Obiecuję, że nie pożałujesz.- złożył jej propozycję uśmiechając
się szeroko. Coś w sobie miał, że nie mogła się długo opierać jego prośbie.
- Z wielką chęcią, ale twój brat nie będzie miał nic przeciwko?-
zapytała szczęśliwa, że jej wieczór nie będzie polegał na smętnym patrzeniu w
przestrzeń i wypalaniu kolejnej to paczki papierosów.
- Już do niego piszę, więc nie masz jak się wywinąć. Będę w
domu około dwudziestej, wpół do dziewiątej. Wytrzymasz tyle beze mnie?- na jego
twarzy zagościł ten żartobliwy uśmieszek.
- Och, nie wiem czy dam radę bez twoich ciągłych uwag na
temat zaplecza Jennifer.-odparła teatralnie podpierając się o stół. W
odpowiedzi wystawił jej język i gestem dłoni zasugerował, że powinna już iść.
Opuściła plan ze śmiechem i ruszyła we wskazaną jej stronę.
Na uszy założyła słuchawki, z których po chwili poleciała jej ulubiona muzyka. Miała kawałek do przejścia, więc musiała się śpieszyć. Nie
wiedziała co ją czeka, ale miała dziwne przeczucie, że będzie to coś dobrego.
****
Kolejny raz nie mógł zasnąć. Zawsze pomagała mu gra na
gitarze, ale tym razem i ten sposób zawiódł. Jego myśli krążyły wokół tej
drobnej brunetki z samolotu. Nie spotkał jej ani razu odkąd z niego wysiedli,
szukał jej w każdej napotkanej na ulicy dziewczynie. Niestety nie miał pojęcia
jak ma na nazwisko, gdzie mieszka i pracuje.
Wiedział tylko jak ma na imię i jak wygląda. Aż tyle i tylko tyle.
Dzisiejszy dzień wyglądał tak jak każdy wcześniejszy. Jared
wybiegał w pośpiechu na plan, a on miał cały dzień dla siebie. Grał na
perkusji, spotykał się ze znajomymi i pisał jakieś nowe piosenki. I tak
codziennie. Nie było w tym nic dziwnego dla zwykłego zjadacza chleba. Dla niego
było to pewnego rodzaju koszmarem, jako dla człowieka, który zazwyczaj jest w
trasie trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku. Energia go rozsadzała od środka i
nie wiedział jak może ją wyładować. Gdy tylko mógł ćwiczył na swojej ukochanej
perkusji, ale jego braciszek denerwował się jak nie mógł zasnąć przez jego
bębnienie. Pomińmy fakt, że pomieszczenie, w którym grał było całkowicie
dźwiękoszczelne, szanowny pan Jared Leto słyszał każdy najdrobniejszy odgłos. Pewnie
przez wybrany zawód, jego brat miał bardzo wyczulony słuch. Nieraz zwierzał się
Shannonowi, że słyszy jakieś podejrzane głosy około trzeciej w nocy. Shann z
trudem powstrzymywał się od śmiechu w przy takich rozmowach, ponieważ to on
siedział pod jego pokojem z laptopem pełnym nagrań dźwięków wydawanych przez
duchy, osoby opętane. Raz wciągnął w tą zabawę Tomo, lecz ten za głośno się
śmiał, kiedy usłyszał jak Jared miota się po pokoju. Główny zainteresowany
otworzył drzwi i ujrzał gitarzystę leżącego na ziemi i śmiejącego się tym swoim
słynnym śmiechem. Oznaczało to koniec zabawy.
Ostatnio diva zrobiła się jeszcze bardziej wyczulona na
swoim punkcie. Rola w tym filmie zajmowała cały jego czas i stał się bardziej
drażliwy, co nie było Shannonowi na rękę. Chciał z powrotem swojego małego
braciszka, z którym mógł o wszystkim porozmawiać. Niestety, jeszcze długo
zamiast brata będzie miał wielkiego aktora. Był z niego bardziej niż dumny, ale
chciał z nim w spokoju posiedzieć na kanapie i obejrzeć jakiś durny film.
Na razie zostało mu siedzenie samemu w domu i nadrabianie
zaległości w filmie, literaturze. Zapuścił się przez te trzy lata w trasie,
więc teraz ma okazję to naprawić.
Wstał z łóżka i przeciągnął się ospale. Wyjrzał przez okno i
ujrzał jak zwykle piękną kalifornijską pogodę. Słońce raziło go w oczy, więc
podszedł do szafki w poszukiwaniu okularów przeciwsłonecznych. Zauważył u
siebie nawyki prawdziwego rozpieszczonego gwiazdora, ale czasami ułatwiały mu
życie. Mógł w spokoju chodzić po domu w ciemnych okularach zwalając wszystko na
swoją sławę.
Postanowił zrobić sobie jakieś dobre śniadanie, przynajmniej
jak Jareda nie było mógł sobie spokojnie usmażyć boczek. Braciszka obrzydzał
zapach każdego jedzenia, co ma w sobie chodź gram tłuszczu.
Zajął się przygotowywaniem śniadania i zapomniał o
wcześniejszych zmartwieniach. Zjadł szybko i poszedł pobiegać. Jedno z wielu
zajęć pozwalających utrzymać mu jako taką formę między trasami. Na samym
bębnieniu spalał dużo kalorii, ale nie mógł sobie pozwolić na to, żeby to była
jego jedyna forma aktywności. W przeciwieństwie do Jay’a lubił jeść, więc
musiał dbać o siebie ze zdwojoną siłą. Założył słuchawki na uszy i wrzucił
losową playlistę. Po chwili do jego uszu dotarły pierwsze dźwięki jakże znanejmu piosenki. Słuchał jej zawsze jak miał jakiś problem, wydający się
nie mieć rozwiązania. Jako, że przebiegł już kawałek postanowił przystanąć i
pójść w dobrze znane mu miejsce. Hollywood Hills.
Pamiętał jak przychodził tutaj z Jaredem jak byli dużo
młodsi. Siedzieli wtedy na skraju skarpy i rozmawiali godzinami na temat ich
przyszłości. Nie mieli wtedy zespołu, sławy i pieniędzy na utrzymanie się
dłużej niż miesiąc. Był to dopiero początek ich przygody w show biznesie. Wszystko
wydawało się tak odległe i zarazem wspaniałe. Planowali założyć zespół odkąd
byli dziećmi, a teraz ich największe marzenie spełnia się każdego dnia. Jak patrzył
na ich stare zdjęcia z instrumentami muzycznymi w oku kręciła mu się łezka. Zawsze
otaczali się różnoraką muzyką, mama od małego puszczała im wiele gatunków,
rodzajów.
Dotarł na wzgórze i usiadł na „jego” miejscu, które
znajdowało się tam, gdzie nikt inny nie wpadłby się usadowić. Wyglądało to niebezpiecznie,
ale to właśnie w tym miejscu pocałował swoją pierwszą i największą miłość i nie
skończyło się na niewinnych pocałunkach. Z lekkimi wypiekami na twarzy
przypominał sobie ze szczegółami tą noc. Czuł się wtedy szczęśliwy, a zarazem
zażenowany całą sytuacją i tym, że nie panuje nad swoimi reakcjami.
Zaczął się śmiać jak idiota i poniósł się muzyce. Wstał nagle
i zaczął podrygiwać w rytm piosenki. Szczerze, nie szło mu tak źle, miał świetne
wyczucie rytmu, przez to, że grał na takim instrumencie a nie innym. Skończył demonstracje
swoich umiejętności tanecznych i potruchtał zadowolony do domu. To był idealny
początek dnia.
Dzisiaj Jared miał skończyć wcześniej i obiecał mu wspólny
wieczór przy piwie i jakimś niezdrowym żarciu. Oczywiście, to Shann miał się
obżerać, a Jay o listku sałaty, ale nie przeszkadzało mu to. Chciał się pośmiać
jak za starych, dobrych czasów.
Dotarł zmęczony i szczęśliwy do domu. Akurat była godzina
dwunasta, więc wziął szybki prysznic i zaległ przed nowymi tekstami piosenek. No
właśnie. Zaległby, ale za cholerę nie mógł ich odnaleźć.
- Gdzie jest to cholerstwo?- rzucił w przestrzeń, tak jakby
miałoby to mu pomóc w poszukiwaniach.
Przypomniał sobie, że Jared zabierał je ze sobą, aby je
dopracować. Postanowił do niego zadzwonić i przypomnieć mu, aby przyniósł je ze
sobą do domu.
Jak zwykle jego braciszek nie mógł zrobić czegoś sam, więc
przyśle kogoś innego. Pewnie kolejnego chłopca na posyłki zafascynowanego jego
osobą. Chwilami Shannon się zastanawiał skąd jego brat wyszukiwał tych
wszystkich napalonych nastolatków. Nie wierzył, że siedział godzinami na tych
wszystkich forach społecznościowych zapełnionych pseudo fanami szukającymi
dostępu do jego majtek.
Pozostało mu tylko czekać do dziewiętnastej, kiedy przekona
się kogo tym razem przysłał. Jako, że miał dużo czasu jego umysł wrócił do rozmyślań na temat tajemniczej
brunetki. Pachniała tak pięknie, nie umiał określić jak to się dzieje, ale
wciąż pamiętał jej ciepły, zmysłowy zapach.
Tak rozmyślając, zasnął.
****
Na horyzoncie ukazał się jej niewysoki, biały dom. Adres wskazywał,
że to jest ten, którego szukała. Stres zaczynał znowu dawać o sobie znać, więc
przystanęła przed bramą i zapaliła kolejnego papierosa. Ciągle wmawiała sobie,
że to niemożliwe, że to nie on. Nie było takiej możliwości, ze nagle wyskoczy
zza rogu i rzuci się w jej ramiona. Nie mogła liczyć na nic innego, niż
wymuszoną, przyjacielską rozmowę ze sławnym perkusistą jakiegoś tam zespołu. Szybko
wypaliła tego papierosa, na pewno szybciej niż to zalecane. Miała wrażenie, że
nie minęła nawet sekunda jak stała przy drzwiach i nieśmiało w nie pukała. Niestety
nikt nie odpowiadał, więc użyła dzwonka. Dalej nic. Postanowiła wejść.
Plan miała taki, że wejdzie, zostawi teksty na jakimś
przypadkowym krześle i wróci do Jareda oznajmiając mu, ze nikogo nie było w
domu. Zadowolona ze swojego wyobrażenia sytuacji weszła po cichu do domu i
ujrzała duży, przestronny korytarz. Ściany miały biały kolor i szczerze
wyglądały na niewykończone, ale dodawało to swoistego uroku całemu
pomieszczeniu. Na jego końcu znalazła stołek, na którym mogłaby zostawić, to co
przyniosła. Niestety, nie zauważyła leżącej tuż przed nią sterty ubrań. Uświadomiła
to sobie dopiero jak z głośnym hukiem runęła na podłogę. Odgłos był tak głośny,
dlatego, że dla zachowania równowagi próbowała się złapać za wieszak na owe
ubrania, jednak on też postanowił upaść wraz z nią. I to był błąd.
Z głębi domu usłyszała wiązankę przekleństw i odgłos czegoś
ciężkiego, co uderza o podłogę. Potem jeszcze więcej przekleństw i kroki
zbliżające się w jej stronę. Zaczęła się bać.
- Przeklęci paparazzi. Mówiłem wam, żebyście się wreszcie
odpierdolili ode mnie i od Jareda. Nie ma go w domu, nie trafiliście tym razem.
A teraz spier…- nie dokończył, bo to co ujrzał w korytarzu przeszło jego
najśmielsze oczekiwania.
Na podłodze, przygnieciona ich wieszakiem leżała jakaś
zgrabna dziewczyna. Nie widział twarzy, więc nie mógł określić jej wieku. Wokół
jej głowy znajdowała się mała plama krwi rosnąca z każdą chwilą. W jej ręce
znajdowały się jakieś kartki, zapisane pismem jego brata. Domyślił się kto mógł
ją przysłać i ruszył ratować dziewczynę z opresji.
Udało mu się ją szybko wyswobodzić z pod ciężaru dość
masywnego mebla i już po chwili trzymał ją na rękach i niósł w stronę salonu. Nie
mógł zobaczyć jej twarzy, bo włosy zlepione krwią przykrywały ją całą. Przerażony,
że poniesie przez to konsekwencje prawne zostawił ją na kanapę i popędził do
kuchni po apteczkę.
****
Nie miała pojęcia gdzie się znajduje. Otworzyła powoli oczy
i ujrzała dość gustownie urządzony salon. Poczuła straszliwy ból w głowie i
szybko dotknęła bolącego miejsca ręką. Poczuła coś lepkiego i ciepłego i jak
przesunęła dłoń w zasięg wzroku, to zobaczyła, że jest cała w krwi. Zaczęła
krzyczeć i szybko usiadła na kanapie, na której się znajdowała. Bała się, że
jest w jakiejś cholernej jaskini gwałciciela i za chwile dowie się, że jest w
ciąży z facetem, który własnoręcznie zrobi jej aborcje, a potem zgwałci po raz
kolejny.
Krzyczałaby jeszcze dłużej gdyby nie usłyszała cichego głosu
dochodzącego z miejsca tuż obok niej.
- Spokojnie, jesteś w domu Jareda i moim. Miałaś mi zanieść
teksty, pamiętasz?- powiedział do niej odgarniając włosy z jej twarzy. Spojrzała
w jego stronę i to co ujrzała zszokowało ją tak, że zapomniała o przeszywającym
bólu głowy.
-Sha…Shannon?- zdołała wydukać z niedowierzeniem. Nie była
na to kompletnie przygotowana. Nawet bez urazu wyglądała jak siedem nieszczęść,
więc teraz to była zupełną porażką.
- Mary? Kurwa… Przestraszyłaś mnie, wiesz? Myślałem o tobie
śpiąca królewno…- powiedział do niej głosem tak czułym, że gdyby tylko mogła
odleciałaby w przestworza z tej całej słodyczy.
- Ja, ja…- zaczęła się jąkać.
- Nic nie mów, musisz się umyć z tej krwi, bo mnie lekko
przerażasz. Pozwolisz, że zaniosę ciebie do łazienki na górze?- zapytał, ale
wcale nie czekał na jej odpowiedź. Poderwał ją do gór jakby ważyła mniej niż
piórko. Podobało się jej to, ale była w zbytnim szoku, aby się zachwycać.
Po chwili była już w łazience i mogła się pochwalić, że
kąpała się w tym samym pomieszczeniu, w tej samej wannie co sam Shannon Leto.
Jej królewicz z bajki.
****