No i kolejny wstęp ode mnie :) Przepraszam Was wszystkich za dość długie zwlekanie z tym rozdziałem. Do końca nie wiedziałam jak to się potoczy i tylko dzięki sugestii kochanej Igi potrafiłam to jakoś płynnie poprowadzić.
Mam nadzieję, że się mimo wszystko spodoba i zapraszam do komentowania i wyrażania najróżniejszych opinii :)
****
Obudziły ją delikatne promienie słońca padające wprost na
jej twarz. Otworzyła oczy i ujrzała swój pokój skąpany w blasku poranka.
Uśmiechnęła się przypominając sobie wczorajszy wieczór. Zadowolona podniosła
się z łóżka i skierowała swoje kroki do kuchni. Czekał ją dość długi dzień na
planie, ponieważ poprzedniego dnia odpuściła sobie kompletnie cały ten staż. Wzięła
swoje leki i zjadła prowizoryczne śniadanie, które choć trochę by ją ożywiło. Ubrała
w swój ulubiony zestaw, myśląc bardziej o wygodzie niż wyglądzie.
Zastanawiała się co dzisiaj Jared wymyśli, aby lekko
uprzykrzyć jej życie. Lubiła go, ale wiedziała, że w pracy zamienia się w
profesjonalistę, który nie znosi jakiegokolwiek sprzeciwu. Zamknęła za sobą
drzwi jej małego mieszkania i szybko
poszła w stronę planu. Nie miała ochoty się spóźnić, po tym co wczoraj
odwaliła. Niby główna diva ją zwolniła, ale wolała dmuchać na zimne. Nie
chciała się narazić reżyserowi już trzeciego dnia współpracy. Wiedziała, że ten
z ich grupy, który okaże się najbardziej utalentowany dostanie propozycje pracy
przy następnym filmie Jeana.
Przed wejściem do środka postanowiła zapalić jeszcze jednego
papierosa. Niestety, przez stres związany z dzisiejszym dniem nie wystarczył
jej ten poranny przy kawie. Zaciągnęła się parę razy i z determinacją wypisaną
na jej drobnej twarzy weszła na plan.
Przedstawienie czas zacząć- pomyślała i po chwili staruszki obserwujące
ją ze zniesmaczeniem, straciły dziewczynę z oczu.
****
- A kogo to moje piękne oczy widzą?- przywitał ją Jared jak tylko
weszła do jego przyczepy.- Mój brat nie wymęczył cię wczoraj za bardzo?
- Ehh… Jak zwykle udajesz zabawnego, co? Przykro mi nie
jestem twoją fanką i na to nie polecę.- uśmiechnęła się do niego u zajęła
miejsce tuż obok.
- Nigdy nie przestanę próbować, chociaż nie jesteś w moim
typie mała.
- Łamiesz mi serce Jay, jak możesz?- zaśmiała się głośno i
przytuliła aktora w ramach przywitania. Odwzajemnił jej uścisk i wrócił do poprawiania
swojej peruki. – Jaki mamy plan na dzisiaj?
- Dziwki, koks i amfetamina.- odpowiedział całkiem poważnym
głosem, ale Mary poznała, że się z niej nabija po iskierkach w jego niebieskich
oczach.- Hmm… A tak szczerze to pewnie dogramy parę scen i wolne. Dzisiaj
kończymy dużo wcześniej.
Rozmawialiby jeszcze przez dłuższą chwilę, w miarę tego jak
on by się szykował, ale profesor dziewczyny chciał ją koniecznie widzieć u
siebie w „biurze”. Uśmiechnęła się do muzyka przepraszająco i odpuściła jego
przyczepę.
Miał teraz chwilę aby przemyśleć niektóre sprawy. Dawno temu
widział Shannona tak szczęśliwie zakochanego. Wrócił do domu późnym wieczorem
usprawiedliwiając się faktem, że musiał odprowadzić Mary do domu, żeby jej się
nic nie stało. Speszył się przy tym jak jakiś małolat, co kompletnie
rozśmieszyło Jareda. Jego brat zawsze reprezentował tym człowieka, który prędzej
umrze, niż się zawstydzi. Próbował wyciągnąć od niego jakiekolwiek informacje,
co robił i tak dalej, ale jedyne co otrzymał to krzywe spojrzenia i
prychnięcia. Zaczął się śmiać, że jego braciszek na starość zamienia się w
konia, na co tamten wstał i zamknął się w swoim pokoju. Zaproponował mu nawet
odrobinę owsa, ale ten nie odpowiedział. Wywołało to kolejne salwy śmiechu u
wokalisty. Niestety, spowodowało to też, że od tej pory się do niego nie
odzywał, nawet wtedy kiedy Jared wstał specjalnie wcześniej aby zrobić mu
przyzwoite śniadanie. Mimo faktu, że śmieszyła go postawa Shannona, martwił się
o niego. Wiedział, ze Mary to dobra i porządna dziewczyna, ale czasami z takimi
są największe problemy. Chcąc, nie chcąc nie miał się do kogo odezwać przez
swoją głupotę i wścibskość.
Musiał już się zbierać, więc wykonał ostatnie poprawki w
swoim wyglądzie i przejrzał najświeższe wiadomości na jego poczcie. Jak zwykle
znalazł tam mnóstwo e-maili od Twittera, że ktoś tam do niego napisał. Musi
kiedyś zablokować tą opcję dla wszystkich fangirls…
Zaśmiał się cicho ze swojego innowacyjnego pomysłu i wstał z
krzesła. Poprawił sukienkę…
- Jak ja teraz muszę wyglądać? Stary, czterdziestoletni
facet strojący się jak pierwsza lepsza paniusia. Pełny makijaż, peruka i
sukienka krótsza niż moje bokserki. Nieźle się wpakowałem, naprawdę.-
powiedział sam do siebie przeglądając się w lustrze. Wychudzone policzki, zapadnięte
i takie obce podniosły się do góry w lekkim uśmiechu zażenowania samym sobą.
Wiedział, że robi to nie tylko dla siebie, że trzeba w końcu pokazać powagę
sytuacji osób chorych na AIDS, ale już teraz, pod koniec zaczął dostrzegać jak
wiele poświęcił, jak zatracił w tym wszystkim samego siebie. Niby był
uśmiechnięty, poczucie humoru mu się nie zmieniło, ale czuł się sto razy gorzej
niż powinien. Oprócz tego, dostrzegł dość dużą zmianę w jego głosie. Nie mógł
śpiewać z taką samą mocą co wcześniej. Martwiło go to, że nawet jeśli wróci do
poprzedniej wagi, to zostanie mu już tak na zawsze.
Spojrzał po raz kolejny w lustro i z przerażeniem zauważył, że
jego twarz robi się coraz bardziej… Trupia. Jak zawsze, założył na to maskę
sztucznego uśmiechu i głośno westchnął.
I po raz kolejny tego dnia zostało wypowiedziane to samo
zdanie.
- Przedstawienie czas zacząć.
****
Skierowała się w stronę, gdzie znajdował się rozwścieczony
profesor. Spodziewała się najgorszego co możliwe i niestety, zbytnio się nie
pomyliła.
- Co ty sobie wyobrażasz Mary?!?- zaatakował ją wyraźnie
podchmielony mężczyzna.
- Spokojnie. Jared mnie…
- Słyszałem! To, że sypiasz z nim po bokach nie oznacza, że
ciebie obroni przede mną!- krzyknął jeszcze głośniej, ale nikt go nie usłyszał.
Stali w dość oddalonym miejscu gdzie nie było ich nawet widać zza budynków oraz
wysokich drzew. Bała się potwornie, bo nie potrafiła poznać tego samego poczciwego
profesora w tym bezdusznym i pijanym facecie stojącym naprzeciwko niej.-
Myślisz, że ten kurs jest darmowy? Pewnie uważasz, że jak taka gwiazda się za
tobą wstawia, to możesz już wszystko, nawet spóźniać się na MOJE zajęcia...
- Ale to był tylko jeden dzień, przecież nic się nie stało…-
próbowała się usprawiedliwić w jakikolwiek możliwy sposób przychodzący jej do
głowy. Pierwszy raz w życiu spotykała ją taka sytuacja, że bała się jakiegoś
człowieka bardziej niż powinna.
- Przez ten jeden dzień straciłem szansę na pracę w
najnowszej produkcji. A wiesz dlaczego?- pokiwała przecząco głową. – Bo nie
było mojej najlepszej studentki. A teraz będziesz siedzieć cicho, a ja zrobię
to co do mnie należy. Ukarzę cię.
Mary próbowała krzyczeć, lecz za każdym razem gdy otworzyła
usta z zamiarem wydania jakiegokolwiek dźwięku głośniejszego niż sapnięcie,
dostawała w twarz od tego „kochanego”, „potulnego jak baranek” człowieka. Wyrywała
się z jego dość potężnych objęć i próbowała zrobić cokolwiek, aby wydostać się
z potrzasku, w którym się znalazła.
Po chwili mocowania się z mężczyzną miała dłonie całe w
siniakach i odczuwała kompletny brak sił i co najdziwniejsze; rezygnacje. Wiedziała
co za chwilę nastąpi i mimo faktu, że obawiała się tego cholernie mocno to nie
potrafiła już dłużej walczyć. Jej mimika twarzy wciąż wyrażała ten sam
sprzeciw, gesty dodawały tego efektu, lecz nie miała odwagi, aby wykonać coś
mocniejszego niż machnięcie ręką.
Opadła na ziemię, a z jej oczu popłynęły gorzkie łzy
rozpaczy. Zamknęła je na chwile, aby ukoić zszarpane nerwy, ale jej oprawca nie
pozwolił jej na chwilę odpoczynku… Słyszała jak rozpina pasek od spodni, który opadł
z cichym brzdęknięciem na ziemię. Jego spodnie się zsunęły i już miała stu
procentową pewność, że to co się teraz stanie zniszczy jej psychikę na wiele
długich lat.
Otworzyła zapłakane oczy i jedyne co dostrzegła to cień
mężczyzny biegnący w jej stronę… Czyli jest nadzieja.
****
Wstał wcześniej niż zwykle, bo planował zrobić niespodziankę
natrętnemu Jaredowi. Chciał pokazać mu, że mimo faktu, że jest na niego zły, to
go będzie wspierać. Zauważył, że jeszcze nigdy nie odwiedził go na planie, więc
dzisiaj miał być ten pierwszy raz.
Zjadł śniadanie, co u niego było cudem Boskim, ponieważ nie
chciał marnować czasu na takie „głupoty” jak to zwykł mówić. Ubrał się w
pośpiechu, bo jak zwykle wszystko zajęło mu dłużej niż sobie wymyślił. Nakreślił
jeszcze szybkiego smsa do Mary, w którym zapytał ją jak mija dzień i jak
sprawuje się nasza „diva”. Zaśmiał się z tego określenia, które idealnie
opisywało jego brata. Kochał go całym sercem, ale chwilami miał ochotę go
zamordować przez tą jego cholerną perfekcyjność w każdej możliwej sytuacji.
Wsiadł na swój ukochany motocykl i pośpiesznie ruszył w
stronę jego celu. Dzień był przyjemny. Wiatr powiewał z oby jego stron dając mu
poczucie szybkości i nieśmiertelności. Tak, to śmieszne, że czuł się tak tylko
przez głupią bryzę wiejącą po jego bokach, ale to dawało mu wolność. Wtedy mógł
myśleć i zastanawiać się nad światem. Czuł się jak młody Bóg i nic nie potrafiło
tego uczucia zniszczyć.
Skórzana kurtka dość ciasno oplatała jego ciało, ale pod
żadnym pozorem nie blokowała ruchów. Kiedy kupował ubrania do jazdy zawsze
patrzył na cenę i wygodę. Pamiętał dobrze jak Jay śmiał się z niego, kiedy on
kupował owe rzeczy. Przedrzeźniał go, wyzywał od kobiet na zakupach, ale jak to
młodszy brat powinien, służył mu radą oraz dobrym słowem.
Jedną rzeczą, którą uwielbiał w swoich relacjach z Jaredem
było to, że pomimo licznych kłótni zawsze się godzili i potrafili stanąć w
swojej obronie przed innymi nawet wtedy, kiedy byli podczas największej waśni.
Uśmiechał się na myśl o latach dzieciństwa, ale to
uświadomiło mu tylko jak dużo czasu upłynęło od ich beztroskich lat pośród
maminych piosenek i tańców przy ognisku. Gdyby był bardziej sentymentalny, z
pewnością by się rozpłakał, ale doświadczenie życiowe pokazało mu, że nie warto
pokazywać swoich słabości przy innych ludziach, bo w najmniej oczekiwanym
momencie je wykorzystają ze zdwojoną siłą…
Zaparkował przed głównym wejściem i wyłączył silnik. Odetchnął
parę razy, bo nie miał pojęcia w co się pakuje i skierował swoje kroki w stronę
planu.
Po raz trzeci tego dnia oraz ostatni, padło zdanie, które w
ustach każdego z wypowiadających je znaczyło co innego.
- Przedstawienie czas zacząć…
****
Miła kobieta stojąca przy wejściu powiedziała mu, gdzie
znajdzie brata. Ostrzegła go jedynie przed tym, że jest on w pełnym makijażu i
stylizacji, więc będzie trudny do rozpoznania. On w odpowiedzi jedynie
uśmiechnął się zawadiacko i poszedł we wskazanym kierunku. Po drodze minął dość
uroczy zakątek zagrodzony od świata ciekawskich filmowców jedną, wielką zgrają
krzewów. Postanowił schować się w nim i oddać się jednemu z przyjemniejszych
nałogów, a miał ich niegdyś wiele. Przyszykował zapalniczkę i papierosa, aby na
miejscu tylko odpalić i zagłębił się w to tajemnicze miejsce.
Jak już uporał się z ogromem otaczającej go roślinności, to
dostrzegł coś, co zawirowało jego całym światem. Przed nim rozgrywała się
scenka, w której to jakiś napalony i pijany, stary dziad chciał zgwałcić młodą
dziewczynę leżącą przed nim na ziemi.
Nie myśląc wiele podbiegł do niego i po chwili mężczyzna
padł nieprzytomny na ziemie pod wpływem ciosu perkusisty. Kiedy upewnił się, że
nie wstanie przez jakiś czas podbiegł do zapłakanej niewiasty leżącej na ziemi,
sparaliżowanej strachem. Niestety, jego najgorsze obawy potwierdziły się i ową
dziewczyną okazała się Mary.
Wściekłość, która gotowała się w nim od momentu ujrzenia
owej sceny, zdawała się teraz wrzeć i kipieć. Nie miał pojęcia jak mogło to się
stać. Przecież jej nie powinno dziać się nic złego, była jego i on miał ją
chronić i gdyby nie ten jego idiotyczny nałóg nie uratowałby jej. Mimo silnej
woli, jego oczy zaszkliły się i po policzku spłynęła mu pojedyncza łza. Łza ta
nie była objawem przerażającego smutku, który go ogarnął, nie… Ona zwiastowała
zemstę. Największą jaką kiedykolwiek widział ten świat.
Wziął ją w ramiona i przytulił z całej siły. Tyle tylko mógł
zrobić. Podniósł się i skierował się w stronę przyczepy brata, gdzie chciał
położyć ją do łóżka i ostatecznie sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
Ale w tamtym momencie, nic w nim nie było.