****
Gdyby nie fakt, że musiał wstać wcześnie do pracy, pewnie
nigdy by się o tym nie dowiedział. Jego brat słowem by nie wspomniał o tym co
się dzieje pomiędzy nim, a Mary. Zbyt dobrze go znał.
Jared otworzył oczy i jedyne co stało mu na przeszkodzie do
pełnego wybudzenia się ze stanu, w którym nic, kompletnie nic do niego nie
docierało; to było uczucie koszmarnego zmęczenia. Oglądał wraz z Shannonem
filmy do późnej godziny. Na szczęście w przeciwieństwie do perkusisty, nie
wypił ani grama alkoholu, więc nie musiał martwić się dodatkowym bólem głowy,
który w tym momencie z pewnością by go zabił. Wystarczał mu fakt, że musi za
jakąś godzinę znaleźć się świeży i rześki na planie, tak aby nie trzeba było
powtarzać ujęć.
- Wstać, przeżyć i położyć się spać. O niczym innym nie
marzę…- powiedział sam do siebie. Jego głos odbił się od ścian pokoju, który
był jego jedynym azylem. Nie wyglądał on jak typowa „gwiazdorska” sypialnia,
wręcz przeciwnie. Nie było w nim tego przepychu, który najczęściej towarzyszył
miejscom odpoczynku gwiazd.
Ściany były w czystym, białym kolorze, a na nich wisiało
parę prac graficznych ulubionego artysty Jareda. Cenił sobie prostotę, więc
meble były ciemne i nie zdobiły ich żadne udziwnienia czy jaskrawe ubarwienie. Na
półkach znajdowało się mnóstwo książek; od literatury współczesnej, aż po
dzieła Kartezjusza. Relaksował się czytając coś, co wymaga użycia choć odrobiny
mózgu, więc taka literatura zdecydowanie przypadła mu do gustu.
Usiadł zrezygnowany na łóżku i przeciągnął się powoli. Miał
trochę czasu, a przyszykowanie się nie zajmowało mu zbyt długo. Postanowił
rozpocząć swój dzień właśnie w tej, a nie innej minucie i to przesądziło o tym
jak potoczy się jego dzień. Wzrokiem odszukał telefon na poduszce i oddał się
sprawdzaniu co nowego słychać w wielkim świecie. Przeklął pod nosem zaciętą
aplikację do wiadomości i podniósł się z łóżka, odrobinę za gwałtownie.
Zakręciło mu się lekko w głowie, ale po raz kolejny zrzucił winę na
odchudzanie. Przecież co mogłoby się stać samemu Jaredowi Leto? Według niego,
to nic.
Zarzucił na siebie świeżo wyprane spodnie i wczorajszą
koszulę. I tak cały dzień będzie biegał w damskich ciuszkach, więc nikogo nie
będzie obchodzić, że chodzi w „dwudniowej”, lekko pomiętej rzeczy. W obecnej
sytuacji nie zwracał na to większej uwagi. Zresztą, kto bogatemu zabroni?
Zaśmiał się pod nosem i szybko przeczesał jeszcze wilgotne włosy.
- Jay, ty stary dziadzie, obiecaj, że nigdy więcej nie
zaśniesz z mokrą głową.- burknął do swojego odbicia i już był gotowy aby
opuścić swoje królestwo.
Zamknął za sobą drzwi na klucz- bezpieczeństwa nigdy dosyć.
Wstąpił jeszcze na chwilę do pokoju brata, gdzie z zaskoczeniem odkrył, że brat
już nie śpi. Chyba, że nie zmrużył oka przez całą noc, którą spędził na graniu
w te swoje durne gierki. Prychnął sam do siebie i wreszcie skierował swoje
kroki do kuchni. Jako, że zostało mu już niewiele czasu ( jak zwykle błędnie
obliczył czas poświęcony na używanie blackberry), zdecydował, że na
śniadanie wypije tylko czarną kawę i może zje kromkę pieczywa razowego. Już
miał wchodzić do pomieszczenia, ale usłyszał jakieś podejrzane odgłosy
wydobywające się z niego.
Wyjrzał przez uchylone drzwi i to co zobaczył zmieniło jego
patrzenie na brata… Uśmiechnął się delikatnie widząc parę oddającą się temu
jakże pięknemu aktowi miłości...
****
- Hej Mary, Shannon, co tam u was?- podskoczyli oboje na
dźwięk usłyszanych słów. Na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec
zawstydzenia, co wywołało śmiech obu chłopaków. – Mary, złotko nie wiedziałem,
że zaczęłaś nas stalkować.- zaśmiał się Jared i usiadł obok niej.
-Właśnie… Przez to wszystko zapomniałam. Shannon, powiedz
nam proszę, skąd ja tu się wzięłam?
- Ehh, a myślałem, że to pozostanie moją słodką tajemnicą.
Jak od nas wybiegłaś, to zaczęliśmy z Jay’em nasz wieczór filmowy, ale że mój
brat jest dość słaby w wytrzymywaniu do późna, to poległ po pierwszych dwóch z
dziesięciu przyszykowanych. Postanowiłem, że nie będę patrzył i podziwiał jak
chrapie w swoim łóżku, więc wybrałem się na spacer. Chciałem trochę pomyśleć,
zresztą nie ważne, znalazłem ciebie na Hollywood Hills i pomyślałem, że wezmę
cię do domu. Koniec historii.
-Hmm… Nie, to nie może być prawda.- powiedział Jared
zamyślonym głosem. Shannon spojrzał się na niego z dużym zaskoczeniem na
twarzy. Niestety, odrobinę za późno zauważył chytry uśmieszek swojego brata.-
Shann, przecież ty nie myślisz, historia się kupy nie trzyma.- zaśmiał się
głośno i wstał, aby zrobić sobie kawę.
-Mary, proszę ignoruj tego idiotę…- powiedział lekko
zażenowany Shannon i spojrzał w oczy dziewczyny. Po raz kolejny zatonął i gdyby
nie obecność Jareda w kuchni, pewnie znowu by ją pocałował. Tym razem zrobiłby
to o wiele mocniej, tak jakby jutro miało się to zakończyć. Oddał się
wyobrażaniu tego, co mogło się po tym pocałunku wydarzyć.
Z wyobrażeń o niejednej nocy wyrwał go głos brata.
- Dobra, to ja lecę na plan. Mary, widzimy się o dziesiątej
w mojej garderobie?
- Pewnie, ja też już się od was zbieram, nie będę wam
siedzieć na głowie…- dziewczyna czuła się zawstydzona całą tą sytuacją, która
zaistniała pomiędzy nią i perkusistą. Miała świadomość, że ktoś mu się podoba,
ale przez tamtą chwilę nie czuła się nawet winna. Uznała, że ten jeden, jedyny
pocałunek jest warty grzechu.
- Oj Mary… Siedź ile chcesz.- uśmiechnął się ciepło młodszy
z braci.- Albo wiesz co? Daję tobie dzisiaj wolne, miałaś ciężką noc i musisz
odpoczywać.- rzucił pośpiesznie i ruszył w stronę auta.
Nie chciał dawać jej ani chwili na zastanowienie się nad
propozycją, bo wiedział, że by się nie zgodziła. Wiedział, że brat zrozumie
jego ukryte intencje i się ucieszy z całego dnia spędzonego wraz z nową
kochanką. To, że przyłapał ich na pocałunku oznaczało tyle, że to jest ta
słynna dziewczyna z samolotu i to właśnie dzięki Jaredowi widzi ją po raz
kolejny. Uśmiechnął się jeszcze bardziej niż wcześniej i wsiadł do swojego
nowego, lśniącego auta. Zapowiadał się udany dzień.
****
- No to wygląda na to, że jesteś skazana na mnie.-
rozpromienił się starszy z braci i przysiadł naprzeciwko Mary. Niestety,
zauważył niepewność w jej oczach, więc speszył się niemiłosiernie.- Chyba, że
masz inne sprawy, to zrozumiem…- dodał już o wiele cichszym i mniej pewnym
głosem. Cholera! Znowu ci nie wychodzi Shann… Przeklął w myślach swoją naiwność
i z niecierpliwością czekał na odpowiedź.
- Pewnie, że nie mam. Z chęcią z tobą spędzę dzień.-
odpowiedziała mu tym samym, rozbrajającym uśmiechem. Przynajmniej miała
nadzieję, że taki był.- Tylko mam pytanie…- postanowiła zaryzykować. Klamka
zapadła, ale cóż, najwyżej ją wyśmieje i zniknie z jej życia, tak szybko jak
się w nim pojawił.
- Yhym…- zachęcił ją mężczyzna. Bał się o co może go
zapytać, szczerze mówiąc to był przerażony.
- Bo…- stchórzyć i żałować, czy zapytać i się zbłaźnić? W
jej głowie odbywała się zażarta walka pomiędzy głosem serca, a rozsądku.- Jak
to jest mieć brata, który ciągle siebie niszczy do ról?- wypaliła jak jakaś
idiotka. Teraz to zbłaźniła się bardziej, niż gdyby zadała pytanie, które ją
rzeczywiście nurtowało. Czuła, że na twarzy robi się cała czerwona, więc wbiła
spojrzenie pełne zażenowania w resztki swojego napoju.
Od odpowiedzi zdziwionego Shannona uratował ją dzwonek
telefonu. Podbiegła do niego niemalże w podskokach i odebrała nawet nie patrząc
na rozmówcę.
- Gdzie ty do cholery jasnej jesteś idiotko!?-w słuchawce
mogła usłyszeć głos Katie.
- Ucisz się i uspokój. To po pierwsze. Po drugie, jestem u
znajomego, nie będzie mnie dzisiaj. Poprosiłam Jareda, aby mnie zwolnił, źle
się czuję.- ucięła szybko rozmowę ze zdenerwowaną koleżanką. Nie miała teraz
ochoty rozmawiać z nią o tym co się stało. Jednak, aby Kate nie wezwała po nią
policji, nakreśliła krótkiego smsa.
„Odezwę się później,
przyjdź do mnie wieczorem to pogadamy. Love ya, papa.”
To powinno wystarczyć, aby ukoić nerwy dziewczyny. Pewnie teraz
zabierze się do podrywania żonatego już Matthew, co wzbudziło dość duże
rozbawienie u Mary. Jej przyjaciółka jak zwykle wiedziała swoje i miała
nadzieję, że aktor zostawi dla niej żonę i dzieci. Przecież marzenia są
niekaralne, więc z cierpliwością wysłuchiwała miliona historyjek o jej nowej „miłości”.
Odwróciła się do zdziwionego perkusisty i uśmiechnęła się
delikatnie. Chciała naprawić błąd, który popełniła.
- To… Oprowadzisz mnie po Los Angeles?- zaproponowała cicho
i nieśmiało, tak jakby cała jej dotychczasowa pewność siebie ulotniła się, aby
zrobić miejsce dla niepewności, co do uczuć mężczyzny.
- Oczywiście, jak tylko zechcesz moja pani.- uśmiechnął się
szeroko, a w jego oczach można było dostrzec iskierkę radości, zadowolenia z
siebie.- Tylko się trochę ogarnę i możemy iść.
Pokiwała głową na znak zgody i sama poszła do łazienki dla
gości, aby doprowadzić się do lepszego stanu. Jak tylko ujrzała swoje odbicie w
lustrze nad umywalką to się przestraszyła. Włosy sterczały na każdą możliwą
stronę, a wczorajszy makijaż zaczął spływać z jej twarzy. Znalazła parę wacików
w szafce i wytarła jego resztki czystą wodą. Już nie wyglądała jak roztopiona
lalka barbie, co poprawiło lekko jej samopoczucie. Włosy przeczesała znalezioną
w tym samym miejscu co waciki, szczotką i związała w luźnego koka nad karkiem.
Koszulę, która była wciąż przewiązana w jej pasie, zdjęła i założyła, tak jak
powinno się nosić tą część garderoby. Wczorajszą koszulkę postanowiła spakować
do torby, w której na szczęście znalazła dezodorant i jakiś puder. Poprawiła
ponownie swój wygląd i była gotowa do opuszczenia łazienki. Mimo pośpiechu,
zajęło to jej z pół godziny, w co powinna wliczyć dokładne oglądanie pomieszczenia
z każdej strony. Zawstydzona swoją ciekawością wyszła z łazienki i skierowała
się do salonu, w którym zastała ubranego już Shannona.
Jak zwykle, przy nim czuła się jak uboga krewna o wątpliwej
urodzie. Wyglądał świeżo i przystojnie, był jej kompletnym przeciwieństwem. Nie
widać było po nim, że spał zaledwie cztery godziny. Z jego twarzy mogła
wyczytać rześkość i przytomność, czego jej zdecydowanie brakowało w tym
momencie. Zauważył ją, więc wstał i podszedł do niej. Znajdowali się od siebie
tylko parę centymetrów, tak, że ze spokojem mogła poczuć jego oddech na swojej
twarzy. Pachniał przecudownie, zresztą jak za pierwszym razem jak go zobaczyła.
Męskie perfumy, z pewnością z wyższej półki były zmieszane z zapachem
najlepszej kawy, na którą nigdy nie było ją stać.
Nawet jak mieszkała z siostrą nie należały do najbogatszych.
Siostra zawsze starała się zostawiać jej parę groszy na drobne wydatki, ale
nigdy nie przekraczało to sumy większej niż trzydzieści funtów miesięcznie. Żyły
normalnie, nie musiały się martwić o brak środków do życia, ale z racji tego,
ze oprócz nich był jeszcze jej szwagier i dwójka siostrzeńców. Uśmiechnęła się
na wspomnienie tych małych rozbrykanych urwisów, ale zaraz spoważniała, bo
sytuacja wokół niej zaczynała się zgęstniać.
Widział jak dziewczyna się nad czymś zastanawia, co zbiło go
lekko z tropu. Nie miał pojęcia czy chodzi jej o niego, czy o coś jeszcze
innego. Chciał po prostu móc po raz kolejny zasmakować jej ust, poczuć się tak
jak wcześniej i zapomnieć o troskach męczących go przez ostatnie dwa tygodnie. Już
miał się do niej zbliżyć, już za moment ich usta miały się połączyć, ale
zrezygnował. Stchórzył i nie był z tego powodu z siebie dumny.
Żeby zatuszować moment, w którym się zbłaźnił, chwycił ją za
rękę, a w drugą wziął swoją ukochaną gitarę. Miał już pewien plan, a teraz
przyszedł czas, aby go zrealizować.
****
Chodzili już
po Mieście Aniołów przez parę ładnych godzin. Pokazał jej wszystkie
interesujące miejsca,
które znajdowały się w bezpiecznej odległości od ścisłego
centrum. Nie chciał, aby wściekli dziennikarze zaczęli się interesować jego
znajomością z Mary. Tym razem chciał przeprowadzić wszystko tak, jak być
powinno. Planował ją zabierać na randki, umawiać się do siebie nawzajem i
oglądać filmy do późna w nocy. Potrzebował normalnego związku z normalną
kobietą, która darzyła uczuciem jego, a nie jego sławę i pieniądze. Miał dość
tych wypacykowanych blondynek z tępym wyrazem twarzy. Chciał dziewczyny z krwi
i kości, która rozumie niektóre sprawy i nie robi mu scen zazdrości na środku
ulicy tylko po to, aby dziennikarze mieli o czym pisać. Prychnął cicho na
wspomnienie najgorszego związku w jego życiu, ale chwile potem uświadomił sobie
jak to musiało wyglądać, więc uśmiechnął się do Mary.
- Myślę, że należy nam się jakiś odpoczynek, zabieram cię w
pewno magiczne miejsce. Co ty na to?- zapytał ją rozpromieniony.
- Gdziekolwiek gdzie można usiąść poproszę.- powiedziała
roześmiana, lecz zmęczona dziewczyna. Była zachwycona pomysłem oprowadzania jej
po mieście, ale dopiero w trakcie zauważyła jak to wygląda w wykonaniu
perkusisty. Obeszli obrzeżami całe Los Angeles nie robiąc dłuższych przerw,
chyba żeby wskoczyć do sklepu po kawę. Teraz miała nadzieję, że zabierze ją na
jakąś prześliczną polanę, która aż prosi człowieka, aby na niej usiadł. Z takim
oto przekonaniem ruszyła za podekscytowanym mężczyzną trzymającym w jednej
dłoni ją, a w drugiej gitarę.
****
Znajdowali się w najmniej odwiedzanym miejscu w całym
mieście. Za to z pewnością najpiękniejszym. Pod sobą mieli całe Los Angeles,
które teraz było rozświetlone milionami małych światełek. Usiedli na jednej z
polan otoczonych drzewami, tak, że mimo tego widzieli wszystko.
Perkusista chwycił do rąk gitarę i zaczął ją nastrajać. Już wiedziała
po co niósł ją przez całą ich wycieczkę. W duchu gratulowała mu determinacji,
bo z pewnością przeszli z dziesięć kilometrów.
Po chwili mogła już usłyszeć dobrze znajomą melodię jednej z
jej ulubionych piosenek.
- Zaśpiewasz?- zapytała go lekko rozmarzonym głosem.
- To nie moja działka…- próbował się wywinąć, bo dobrze
wiedział jaki ma głos.
- Proszę?- dziewczyna popatrzyła na niego maślanymi oczami i
nie mógł jej odmówić. Wziął głęboki oddech i zaczął cicho podśpiewywać.
„I'm standing in your line
I do hope you have the time
I do pick a number too
I do keep a date with you
I do hope you have the time
I do pick a number too
I do keep a date with you
I'll take advantage while
You hang me out to dry
But, I can't see you every night
Free”
You hang me out to dry
But, I can't see you every night
Free”
Na tym
zaprzestał swój występ i spojrzał na Mary. Wyglądała tak ślicznie w świetle
księżyca i miliona Anielskich świateł, które oświetlały ich z dołu. Odwróciła
się do niego twarzą i miał okazję spojrzeć jej w oczy.
Wtedy jeszcze
tego nie wiedział, ale tamtej nocy, właśnie w tym, a nie innym momencie zatonął
na zawsze jej pięknych, czarnych oczach.
****
Tyle ode mnie :) Jak Wam się podobało? Zapraszam do opinii i komentarzy ( tych dobrych, jak i złych)
*MarsHugs*
Cudowny <3 ile ja bym dała, żeby przeżyć coś takiego, tak sie rozmarzyłam czytając ten rozdział <3
OdpowiedzUsuńJak to czytam to budzi się we mnie fg :cc uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńOstatnio trafiłam na tego bloga i muszę przyznać, że bardzo mi się podoba :D Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały ;)
OdpowiedzUsuń