sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 3- You're my wonderwall...

Podczas gdy dziewczyna znajdowała się w jego łazience, on miał czas aby to wszystko sobie przemyśleć. Czuł się jakby ktoś tam na górze chciał, by spotkał ją po raz kolejny. To nie mógł być zwyczajny przypadek, że akurat ona wpadła do jego domu z tymi tekstami. Pewnie jego wścibski braciszek mieszał w tym palce jak zwykle, ale teraz go to nie obchodziło. Miał w swoim domu osobę, o której myślał przez całe dwa tygodnie i wreszcie miał okazję z nią porozmawiać po raz kolejny. Tylko teraz był jeden minus… Już wiedziała, że jest sławny i nie miał tej swojej ukochanej anonimowości, którą tak bardzo sobie cenił. Pewnie zacznie go inaczej traktować, może przestanie darzyć go sympatią… Zaraz, stop. Shann ogarnij swoje emocje i ochłoń. Ona może ciebie wcale, a wcale nie lubić. Pewnie nie wspomniała waszej rozmowy ani razu przez ten czas, a teraz jak wie kim jesteś to tym bardziej nie pomyśli. Pewnie pochwali się przed koleżankami, że sam Shannon Leto z nią porozmawiał, ale nie do końca o to mu chodziło.
Ze smutkiem w oczach wstał z kanapy i postanowił zmyć krew z podłogi w korytarzu. Nie chciał się tłumaczyć Jaredowi co tutaj się stało. Niestety ten by się od razu do tego przyczepił.
Nie udało mu się.
- Wróciłem dzieciaczki, ubierać mi się tu.- drzwi otworzyły się szybko, a w nich stał roześmiany młodszy Leto. Cholera jasna, teraz to się Shannonowi oberwie. Uśmiechnął się do brata i swoim ciałem próbował zakryć to co tak usilnie szorował.- Shann, gdzie jest Mary?
- No bo… Wiesz… Tak jakoś wyszło… Bo ona…- znowu się przed nim tłumaczył. Musi sobie przysiąc, że nigdy więcej nie będzie się tłumaczył młodszemu braciszkowi z każdego przewinienia. To on był tutaj starszy i miał prawo głosu co do swojego życia. Chciał to wprowadzić w życie, może od jutra…
- Zabiłeś ją? Ty idioto, nawet z dziewczyną sam na sam zostać nie możesz, bo już nie dajesz rady… Starość nie radość jak widzę, aż strach pomyśleć, że jestem tylko o rok młodszy i w następne moje urodziny też zdziadzieję tak jak ty.
- Przymknij się i mnie posłuchaj, nie zabiłem jej, sama upadła bo się o ten cudowny wieszak potknęła. Teraz się kąpie, więc nie masz się o co martwić. – starał się z każdą sekundą nie zamordować Jareda. Dzisiaj denerwował go wyjątkowo mocno, jak nie on. – Wyluzuj brat i pomóż mi posprzątać jak tak ci się nudzi.
- To, że jako jedyny mówię ci, że jesteś stary nie znaczy, że możesz robić ze mnie swoją sprzątaczkę…- mruknął pod nosem i zabrał się do szorowania plam z krwi. W tej chwili błogosławił dzień, w którym postawił na kafelki zamiast wykładziny. Czasami przyłapywał się na tym, że za bardzo przejmował się zdaniem swojej matki, bardziej niż powinien. Patrzył jak Shannon znika w swoim pokoju i przeklął głośno dzień, w którym to zaproponował mu wspólne zamieszkanie.
Przecież Shannon wiedział co on w tej chwili przeżywa. Rozstanie z dziewczyną, ukrywaną przed wszystkimi i jeszcze ta wyczerpująca rola w filmie. Nie jadł, nie spał i wciąż chodził po domu z głową w chmurach. Jednym słowem był wrakiem człowieka, którym był jeszcze parę miesięcy temu. Nie potrafił jedynie zrozumieć co się stało z jego starszym bratem, który coraz bardziej go lekceważył. Zawsze się spierali o głupoty, ale ostatnio poczuł jak się od siebie oddalają. Przecież Shann wiedział, że zawsze może odwiedzić go na planie i posiedzieć z nim podczas przerw w kręceniu. Niestety, ani razu go tam nie widział.
Po skończonej trasie wmawiał mu, że musi odreagować, odpocząć i załatwić dużo spraw. Spotykał się z jakimiś znajomymi, za którymi Jared nigdy nie przepadał. Obrzydzał go fakt, że po wypiciu zaledwie paru piw już musieli się przechwalać ile to hollywoodzkich dup zaliczyli. Mimo powszechnej opinii ani Jay, ani Shannon tacy nie byli. Oczywiście, obydwoje bogaci w doświadczenia w pewnych sprawach, ale nie wyglądało to tak jak mówiły te piekielne tabloidy. Fakt, że czasami nie wychodzili z domu chyba, że po zakupy nie oznaczał wcale, że mają tam nie wiadomo jakie orgie. Po prostu siedzieli z piwem na kanapie i urządzali sobie maratony filmowe. Bawiło ich wtedy nagłe zainteresowanie prasy ich osobami. Podczas trasy, było to w zupełności normalne. Nie byli dłużej małym rodzinnym zespołem. Mieli rzesze fanów zwanych Echelonem, których znaczna większość zawdzięczała im swoje życie.
Na szczęście Jaredowi udało się posprzątać i zdenerwowany pobiegł do kuchni, aby przeprowadzić dość poważną rozmowę z bratem na jego temat. Trzeba było to kiedyś wyjaśnić…
****
- Powiesz mi co się z tobą dzieje?- zaatakował go od razu pytaniem. Nie miał siły bawić się w podchody i to mozolne wyciąganie jakiejkolwiek informacji z brata.
- Ze mną? Nic takiego…-  Shannon próbował ukryć swoje rozżalenie. Nie miał pojęcia czy może mu na tyle zaufać, aby zdradzić swoje wszelkie wątpliwości.
- Przecież widzę, chyba to, że na co dzień noszę te damskie ciuszki dało mi trochę tej słynnej kobiecej intuicji. Mów.
- Eh… Bo jest taka dziewczyna, o której myślę od dwóch tygodni i nie mam pojęcia, czy ona o mnie też.- wyrzucił z siebie jednym tchem. Już po wszystkim. Teraz zostało mu czekać na reakcje brata.
- Ufff… A już się bałem, że się  znowu w coś wpakowałeś jak wtedy w Nowym Jorku, pamiętasz? Dobra, opowiadaj o niej, bo chyba bardzo zamieszała ci w głowie?
- Nie przypominaj mi o tym, byłem smarkaczem, a teraz wiem co robię. Poznałem ją jak wracałem z Londynu, siedzieliśmy obok siebie w samolocie. Wydaję się być taka inna od tych wszystkich, które wcześniej spotykałem. Rozmawialiśmy przez całą drogę i ma świetną osobowość. Jest taka zabawna, miła no i śliczna. Nie mogłem jej znaleźć przez dłuższy czas, a teraz jest. I to nie tak daleko. Brat, chyba się zauroczyłem…
- A jak ma na imię nasza piękna nieznajoma?- zapytał Jared z zainteresowaniem.
- Jest dość niezwykłe, wiesz nie jest z tych co mają imiona pasujące do tępych blondynek. Ma na imię….- nie dokończył, bo ukochany braciszek mi przerwał.
- Mary! Chodź tu do nas, nie zaczniemy bez ciebie naszej małej imprezki w stylu Leto.
Obydwoje dostrzegli jak dziewczyna zagląda przez uchylone drzwi do kuchni. Minę miała niezbyt przyjazną, jakby nieobecną. Jej włosy były jeszcze mokre i woda skapywała na ramiona ubrane w jej za dużą koszulę, co powodowało małe, wilgotne plamy wokół obojczyka dziewczyny.
- Nie fatygujcie się. Ja już pójdę, dzięki za użyczenie wanny. Do jutra Jared!- rzuciła zbyt szybko i odkryli, że coś z nią nie tak. Wybiegła pośpiesznie z budynku nie zważając na to, że jej włosy wymagały porządnego wysuszenia. Łzy spływały ciurkiem po jej policzkach, mieszały się z wodą z mokrej wody. Nie miała pojęcia gdzie idzie, po prostu biegła przed siebie. Chciała zapomnieć o wszystkim co ją otaczało…
****
-…. Nie mogłem jej znaleźć przez dłuższy czas, a teraz jest. I to nie tak daleko. Brat, chyba się zauroczyłem… - usłyszała słowa Shannona i kompletnie ją zatkało.
- Czy on… Wiedziałam, że jak zawsze się przejadę na moich uczuciach…- warknęła w myślach i już chciała po cichu wychodzić, ale oczywiście młodszy Leto musiał ją zauważyć.- Cholera!- przeklęła cicho i weszła do kuchni zaproszona przez Jareda.
- Nie fatygujcie się. Ja już pójdę, dzięki za użyczenie wanny. Do jutra Jared!- rzuciła choć przyszło jej to z trudem większym niż się spodziewała.
****
- Jared, co się przed chwilą stało? Coś jej zrobiliśmy?- zapytał zdenerwowany Shann. Najgorszym scenariuszem byłoby to, gdyby usłyszała ich rozmowę od początku do końca. Może się go wystraszyła?
- Nie mam pojęcia… Jutro ją zapytam na planie. To co? Robimy męski wieczór?
Shannon pokiwał głową na znak zgody i skierował się z bratem w stronę kanapy. Jednak ani na chwile nie opuściły go myśli o tym co się stało Mary. Pewnie już nigdy jej nie zobaczy i będzie się z niej leczył przypadkowo poznanymi dziewczynami, gotowymi na wszystko byleby od niego. Czuł się jak wrak człowieka i nie mógł nic na to poradzić. Planował z nią porozmawiać jeszcze dzisiaj, zaprosić gdzieś, robić ten najtrudniejszy, pierwszy ruch.
Usiadł obok podekscytowanego Jareda i próbował wczuć się w entuzjazm brata. Właśnie, próbował, ale mu jakoś nie wychodziło. Jednak jak zwykle zrobił dobrą minę do złej gry i zaczął się powoli odprężać.
****
Zmęczyła się dopiero przy wejściu na słynne wzgórza Hollywood. Spojrzała w niebo i ujrzała miliony maluśkich gwiazdek tańczących po tym wspaniałym granacie. Wciąż połykając łzy, usiadła na jakimś przypadkowym kamieniu, który jako pierwszy napatoczył jej się pod nogi. Teraz miała chwilę czasu na to, aby uspokoić myśli i poważnie zastanowić się nad jej życiowymi priorytetami. Płakała przez jakiegoś przypadkowo poznanego faceta, którego nawet nie znała. Rozmawiała z nim przez parę godzin, ale to było i tak za mało, żeby się w nim zauroczyć. Niestety, jej to wystarczyło.
Łzy leciały po jej policzkach, jedna prześcigała drugą, jakby brały udział w żałosnym wyścigu uczuć, a jej policzek był ich torem. Zaśmiała się z porównywania wszystkiego do siebie, nadawania jakiejś głębi wszystkiemu co ją otacza.
 Zabawne jak jeden zawód sercowy może nadać naszemu życiu taki, a nie inny kierunek. Wciąż pamięta słowa wypowiadane przez jej ostatniego chłopaka. Mówił takie rzeczy, o których myśl przyprawiała ją o palpitacje serca. Dlaczego ją oszukał i zostawił samą sobie? Samotną, odwróconą od wszystkich i wszystkiego co było jej bliskie. Raz mu się cała oddała, a żałowała tego aż do tej pory. Teraz siedziała na tym piekielnym kamieniu, w tym piekielnym Los Angeles, które powinno spełnić jej najskrytsze marzenia o wielkiej karierze i tak samo wielkiej, jak i nie większej, miłości.
Z kieszeni wyjęła paczkę papierosów oraz telefon ze słuchawkami. Popłynęła losowo wybrana piosenka, podobała jej się. Pasowała do jej nastroju w tamtej chwili. Jedynie język był problemem, bo kompletnie nie wiedziała o czym artysta śpiewa, ale nie przeszkadzało jej to. Głos mężczyzny ją uspokoił, a melodia koiła zmysły. Zaciągnęła się po raz kolejny i zasnęła pod gwiazdami. Przez chwilę poczuła się kompletnie wolna.
****
Obudziła się ze straszliwym bólem głowy. Próbowała otworzyć oczy, ale powieki ciążyły jej bardziej, niż gdyby były z kamienia. Odwróciła się na drugi bok i zamiast miłej poduszki, pod głową poczuła pustkę i upadła. Automatycznie poderwała się i z przerażeniem otworzyła oczy. Ostatnią rzeczą, którą pamiętała były wzgórza Hollywood oraz smutna piosenka lecąca z głośników jej telefonu. Znajdowała się w…. Domu braci Leto. Jakim cudem? Pytała siebie w myślach nie mogąc wyjść ze zdziwienia, które ją ogarnęło.
Swoją dość bolesną pobudką musiała zwabić do siebie osobę, której twarzy nie chciała oglądać przez długi, długi czas. To znaczy pragnęła go całą sobą, ale mózg podpowiadał jej, że przecież i tak się zakochał.
Zza ściany wyłonił się Shannon Leto. Bóg seksapilu i wszystkiego co piękne na tym świecie. Zadrżała jak zobaczyła mężczyznę, za co skarciła się w myślach. Opanuj emocje, ogarnij się kobieto.
- Co ja tutaj robię? Wychodziłam przecież…- zapytała go o to, co teraz najbardziej ją nurtowało.
- Też miło mi ciebie widzieć Mary, choć do kuchni, zrobię kawę i wszystko tobie opowiem.
Posłuchała perkusisty i ruszyła za nim. Musiała przyznać, że zawód, którym się trudził bardzo pozytywnie wpłynął na jego wygląd. Miał szerokie, umięśnione plecy z dość dużym tatuażem po środku. Wyglądało to jak jedno wielkie dzieło sztuki. Każdy mięsień współgrał ze swoim kolegą, co dawało nieziemski efekt. Fakt, że mężczyzna był bez koszulki zakłócał jej wewnętrzny spokój i nie pozwalało jej się skupić na drodze i potknęła się o ten sam wieszak co wcześniej. Spowodowało to upadek wprost na plecy Shannona. Ten na szczęście był bardziej przytomny niż ona i w porę odwrócił się i złapał Mary w ramiona. Dziewczyna zarumieniła się z zażenowania własną osobą.
- Jeszcze nawet nie było pierwszej randki, a ty już rzucasz się mi w ramiona? Dziewczyno szalejesz.- roześmiany Shannon spojrzał na nią z iskierkami w oczach. Jego uśmiech rozwalił ją na łopatki, czuła się jak motyle w jej brzuchu obijają się o jego ścianki jak oszalałe. Gdyby w jej wnętrzu  znajdowali się policjanci, już dawno zostałyby zatrzymane za przekroczenie dozwolonej prędkości. Nie odpowiedziała mu nic, tylko delikatnie się uśmiechnęła.
Zaniósł ją do kuchni i postawił dopiero wtedy, kiedy upewnił się, że będzie stabilnie siedzieć na krześle. Nie mógł opanować drżenia rąk, po tym jak trzymał w nich jej drobne ciałko. Była taka lekka, w porównaniu z każdym innym ciężarem. Zagłębienie w jej plecach pozwalało idealnie wpasować się w nie jego rękom. Jej włosy opadały mu wtedy na ramiona i delikatnie spływały aż do boków jego ciała. Była taka idealna, nie tylko ciałem, ale także duszą.
- Przestaniesz się na mnie patrzeć jak na niezdarę?- zapytała, czym wyrwała go z jego rozmyślań.
- Przestałbym, gdybyś nią nie była.- odparował jej z tym swoim słynnym ironicznym uśmieszkiem, który podobno sprawiał, że kobiety zachodziły w ciążę. Śmieszyły go te porównania, ale może i miały w sobie odrobinę prawdy.- Zrobić tobie kawy?
- Po to mnie tu zaniosłeś…- westchnęła i po raz kolejny dzisiaj zapatrzyła się w jego plecy. Całe ciało miał idealnie wyrzeźbione, ale to ta jego część budziła w niej największe emocje. Pewnie upadła by jeszcze raz, ale na szczęście siedziała na dość wygodnym krześle barowym.
- Kawa dla mojej pięknej i niezdarnej towarzyszki.- odwrócił się do niej i zamiast podać jej napoju przez blat, podszedł i postawił ją tuż obok niej. Spowodował tym zmniejszenie odległości, która ich dzieliła do kompletnego zera.
W powietrzu można było wyczuć namacalne już napięcie między nimi. Podniosła wzrok ze swoich kolan i ujrzała jego nagą klatę przed swoim nosem. Uśmiechnęła się mimowolnie, co nie uszło jego pilnej uwadze. Wstała, żeby być choć trochę bliżej niego, ale różnica wzrostu nie pozwalała mu stanąć z nim twarzą w twarz. On znalazł na to rozwiązanie. Złapał ją za podbródek i podniósł go tok, aby spojrzeć w jej czarne oczy, pełne pożądania i niepokoju. Nie potrzebował niczego więcej, ale jego wrodzona chciwość nie pozwoliła mu na tym poprzestać.
- Chciałem to zrobić od kiedy słodko spałaś na moim ramieniu.- powiedział bardzo cicho, prawie szeptem i pocałował delikatnie jej usta. 
****
I jak wam się podobało? Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam tym rozdziałem, myślę, że był nawet dobry ;)  
Zapraszam do opinii i komentarzy :) 
A tak nie o Marsach to polecam najnowszą płytę Artura Rojka. MAGIA <3
*MarsHugs* 

7 komentarzy:

  1. OMG OMG OMG, moje feelsy. <3 Czytając końcówkę i słuchając "Chciałbym umrzeć z miłości"... *.*
    Jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko się dalej rozwinie, jestem ciekawa reakcji Jareda na to, że Mary to ta dziewczyna, w której zauroczył się Shannon, jestem ciekawa WSZYSTKIEGO.
    Czekam, czekam na następny i dzięki za pożyczenie mi kawałka weny. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, cieszę się, że wzbudziłam taką reakcję <3 następny już niedługo, bo dostałam zastrzyku weny ;) A proszę, proszę mam nadzieję, że u ciebie też coś się pojawi, bo czekam z utęsknieniem <3

      Usuń
  2. Jejku! Jak ładnie to napisałaś *,*
    Końcówka baaaaaaaaaaaardzo mi się podoba :33
    Zauroczony Shanny jest taki słodki :3
    Weny życzę <3 *MARShugs*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mmm, rozpływam się. Jak sobie to wszystko wyobrażam to rozdział jest jeszcze lepszy :3

    OdpowiedzUsuń
  4. jghklgdsfghg nawet nie wiem co napisać CUDOWNY! ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG! To jest świetne ! Z niecierpliwością czekam na kolejny. Skończyłaś w takim momencie *.* Nie mam słów :O

    OdpowiedzUsuń