Podczas gdy dziewczyna znajdowała się w jego łazience, on
miał czas aby to wszystko sobie przemyśleć. Czuł się jakby ktoś tam na górze
chciał, by spotkał ją po raz kolejny. To nie mógł być zwyczajny przypadek, że
akurat ona wpadła do jego domu z tymi tekstami. Pewnie jego wścibski braciszek
mieszał w tym palce jak zwykle, ale teraz go to nie obchodziło. Miał w swoim
domu osobę, o której myślał przez całe dwa tygodnie i wreszcie miał okazję z
nią porozmawiać po raz kolejny. Tylko teraz był jeden minus… Już wiedziała, że
jest sławny i nie miał tej swojej ukochanej anonimowości, którą tak bardzo
sobie cenił. Pewnie zacznie go inaczej traktować, może przestanie darzyć go
sympatią… Zaraz, stop. Shann ogarnij swoje emocje i ochłoń. Ona może ciebie
wcale, a wcale nie lubić. Pewnie nie wspomniała waszej rozmowy ani razu przez
ten czas, a teraz jak wie kim jesteś to tym bardziej nie pomyśli. Pewnie
pochwali się przed koleżankami, że sam Shannon Leto z nią porozmawiał, ale nie
do końca o to mu chodziło.
Ze smutkiem w oczach wstał z kanapy i postanowił zmyć krew z
podłogi w korytarzu. Nie chciał się tłumaczyć Jaredowi co tutaj się stało.
Niestety ten by się od razu do tego przyczepił.
Nie udało mu się.
- Wróciłem dzieciaczki, ubierać mi się tu.- drzwi otworzyły
się szybko, a w nich stał roześmiany młodszy Leto. Cholera jasna, teraz to się
Shannonowi oberwie. Uśmiechnął się do brata i swoim ciałem próbował zakryć to
co tak usilnie szorował.- Shann, gdzie jest Mary?
- No bo… Wiesz… Tak jakoś wyszło… Bo ona…- znowu się przed
nim tłumaczył. Musi sobie przysiąc, że nigdy więcej nie będzie się tłumaczył
młodszemu braciszkowi z każdego przewinienia. To on był tutaj starszy i miał
prawo głosu co do swojego życia. Chciał to wprowadzić w życie, może od jutra…
- Zabiłeś ją? Ty idioto, nawet z dziewczyną sam na sam
zostać nie możesz, bo już nie dajesz rady… Starość nie radość jak widzę, aż
strach pomyśleć, że jestem tylko o rok młodszy i w następne moje urodziny też
zdziadzieję tak jak ty.
- Przymknij się i mnie posłuchaj, nie zabiłem jej, sama
upadła bo się o ten cudowny wieszak potknęła. Teraz się kąpie, więc nie masz
się o co martwić. – starał się z każdą sekundą nie zamordować Jareda. Dzisiaj
denerwował go wyjątkowo mocno, jak nie on. – Wyluzuj brat i pomóż mi posprzątać
jak tak ci się nudzi.
- To, że jako jedyny mówię ci, że jesteś stary nie znaczy,
że możesz robić ze mnie swoją sprzątaczkę…- mruknął pod nosem i zabrał się do
szorowania plam z krwi. W tej chwili błogosławił dzień, w którym postawił na
kafelki zamiast wykładziny. Czasami przyłapywał się na tym, że za bardzo
przejmował się zdaniem swojej matki, bardziej niż powinien. Patrzył jak Shannon
znika w swoim pokoju i przeklął głośno dzień, w którym to zaproponował mu
wspólne zamieszkanie.
Przecież Shannon wiedział co on w tej chwili przeżywa.
Rozstanie z dziewczyną, ukrywaną przed wszystkimi i jeszcze ta wyczerpująca
rola w filmie. Nie jadł, nie spał i wciąż chodził po domu z głową w chmurach. Jednym
słowem był wrakiem człowieka, którym był jeszcze parę miesięcy temu. Nie
potrafił jedynie zrozumieć co się stało z jego starszym bratem, który coraz bardziej
go lekceważył. Zawsze się spierali o głupoty, ale ostatnio poczuł jak się od
siebie oddalają. Przecież Shann wiedział, że zawsze może odwiedzić go na planie
i posiedzieć z nim podczas przerw w kręceniu. Niestety, ani razu go tam nie
widział.
Po skończonej trasie wmawiał mu, że musi odreagować,
odpocząć i załatwić dużo spraw. Spotykał się z jakimiś znajomymi, za którymi
Jared nigdy nie przepadał. Obrzydzał go fakt, że po wypiciu zaledwie paru piw
już musieli się przechwalać ile to hollywoodzkich dup zaliczyli. Mimo
powszechnej opinii ani Jay, ani Shannon tacy nie byli. Oczywiście, obydwoje
bogaci w doświadczenia w pewnych sprawach, ale nie wyglądało to tak jak mówiły
te piekielne tabloidy. Fakt, że czasami nie wychodzili z domu chyba, że po
zakupy nie oznaczał wcale, że mają tam nie wiadomo jakie orgie. Po prostu
siedzieli z piwem na kanapie i urządzali sobie maratony filmowe. Bawiło ich
wtedy nagłe zainteresowanie prasy ich osobami. Podczas trasy, było to w
zupełności normalne. Nie byli dłużej małym rodzinnym zespołem. Mieli rzesze
fanów zwanych Echelonem, których znaczna większość zawdzięczała im swoje życie.
Na szczęście Jaredowi udało się posprzątać i zdenerwowany
pobiegł do kuchni, aby przeprowadzić dość poważną rozmowę z bratem na jego
temat. Trzeba było to kiedyś wyjaśnić…
****
- Powiesz mi co się z tobą dzieje?- zaatakował go od razu
pytaniem. Nie miał siły bawić się w podchody i to mozolne wyciąganie
jakiejkolwiek informacji z brata.
- Ze mną? Nic takiego…- Shannon próbował ukryć swoje rozżalenie. Nie miał
pojęcia czy może mu na tyle zaufać, aby zdradzić swoje wszelkie wątpliwości.
- Przecież widzę, chyba to, że na co dzień noszę te damskie
ciuszki dało mi trochę tej słynnej kobiecej intuicji. Mów.
- Eh… Bo jest taka dziewczyna, o której myślę od dwóch
tygodni i nie mam pojęcia, czy ona o mnie też.- wyrzucił z siebie jednym tchem.
Już po wszystkim. Teraz zostało mu czekać na reakcje brata.
- Ufff… A już się bałem, że się znowu w coś wpakowałeś jak wtedy w Nowym
Jorku, pamiętasz? Dobra, opowiadaj o niej, bo chyba bardzo zamieszała ci w
głowie?
- Nie przypominaj mi o tym, byłem smarkaczem, a teraz wiem
co robię. Poznałem ją jak wracałem z Londynu, siedzieliśmy obok siebie w
samolocie. Wydaję się być taka inna od tych wszystkich, które wcześniej
spotykałem. Rozmawialiśmy przez całą drogę i ma świetną osobowość. Jest taka
zabawna, miła no i śliczna. Nie mogłem jej znaleźć przez dłuższy czas, a teraz
jest. I to nie tak daleko. Brat, chyba się zauroczyłem…
- A jak ma na imię nasza piękna nieznajoma?- zapytał Jared z
zainteresowaniem.
- Jest dość niezwykłe, wiesz nie jest z tych co mają imiona
pasujące do tępych blondynek. Ma na imię….- nie dokończył, bo ukochany
braciszek mi przerwał.
- Mary! Chodź tu do nas, nie zaczniemy bez ciebie naszej
małej imprezki w stylu Leto.
Obydwoje dostrzegli jak dziewczyna zagląda przez uchylone
drzwi do kuchni. Minę miała niezbyt przyjazną, jakby nieobecną. Jej włosy były
jeszcze mokre i woda skapywała na ramiona ubrane w jej za dużą koszulę, co
powodowało małe, wilgotne plamy wokół obojczyka dziewczyny.
- Nie fatygujcie się. Ja już pójdę, dzięki za użyczenie
wanny. Do jutra Jared!- rzuciła zbyt szybko i odkryli, że coś z nią nie tak. Wybiegła
pośpiesznie z budynku nie zważając na to, że jej włosy wymagały porządnego
wysuszenia. Łzy spływały ciurkiem po jej policzkach, mieszały się z wodą z
mokrej wody. Nie miała pojęcia gdzie idzie, po prostu biegła przed siebie.
Chciała zapomnieć o wszystkim co ją otaczało…
****
-…. Nie mogłem jej znaleźć przez dłuższy czas, a teraz jest.
I to nie tak daleko. Brat, chyba się zauroczyłem… - usłyszała słowa Shannona i
kompletnie ją zatkało.
- Czy on… Wiedziałam, że jak zawsze się przejadę na moich
uczuciach…- warknęła w myślach i już chciała po cichu wychodzić, ale oczywiście
młodszy Leto musiał ją zauważyć.- Cholera!- przeklęła cicho i weszła do kuchni
zaproszona przez Jareda.
- Nie fatygujcie się. Ja już pójdę, dzięki za użyczenie
wanny. Do jutra Jared!- rzuciła choć przyszło jej to z trudem większym niż się
spodziewała.
****
- Jared, co się przed chwilą stało? Coś jej zrobiliśmy?-
zapytał zdenerwowany Shann. Najgorszym scenariuszem byłoby to, gdyby usłyszała
ich rozmowę od początku do końca. Może się go wystraszyła?
- Nie mam pojęcia… Jutro ją zapytam na planie. To co? Robimy
męski wieczór?
Shannon pokiwał głową na znak zgody i skierował się z bratem
w stronę kanapy. Jednak ani na chwile nie opuściły go myśli o tym co się stało
Mary. Pewnie już nigdy jej nie zobaczy i będzie się z niej leczył przypadkowo
poznanymi dziewczynami, gotowymi na wszystko byleby od niego. Czuł się jak wrak
człowieka i nie mógł nic na to poradzić. Planował z nią porozmawiać jeszcze
dzisiaj, zaprosić gdzieś, robić ten najtrudniejszy, pierwszy ruch.
Usiadł obok podekscytowanego Jareda i próbował wczuć się w
entuzjazm brata. Właśnie, próbował, ale mu jakoś nie wychodziło. Jednak jak
zwykle zrobił dobrą minę do złej gry i zaczął się powoli odprężać.
****
Zmęczyła się dopiero przy wejściu na słynne wzgórza
Hollywood. Spojrzała w niebo i ujrzała miliony maluśkich gwiazdek tańczących po
tym wspaniałym granacie. Wciąż połykając łzy, usiadła na jakimś przypadkowym
kamieniu, który jako pierwszy napatoczył jej się pod nogi. Teraz miała chwilę
czasu na to, aby uspokoić myśli i poważnie zastanowić się nad jej życiowymi
priorytetami. Płakała przez jakiegoś przypadkowo poznanego faceta, którego
nawet nie znała. Rozmawiała z nim przez parę godzin, ale to było i tak za mało,
żeby się w nim zauroczyć. Niestety, jej to wystarczyło.
Łzy leciały po jej policzkach, jedna prześcigała drugą,
jakby brały udział w żałosnym wyścigu uczuć, a jej policzek był ich torem. Zaśmiała
się z porównywania wszystkiego do siebie, nadawania jakiejś głębi wszystkiemu co
ją otacza.
Zabawne jak jeden zawód
sercowy może nadać naszemu życiu taki, a nie inny kierunek. Wciąż pamięta słowa
wypowiadane przez jej ostatniego chłopaka. Mówił takie rzeczy, o których myśl
przyprawiała ją o palpitacje serca. Dlaczego ją oszukał i zostawił samą sobie? Samotną,
odwróconą od wszystkich i wszystkiego co było jej bliskie. Raz mu się cała
oddała, a żałowała tego aż do tej pory. Teraz siedziała na tym piekielnym
kamieniu, w tym piekielnym Los Angeles, które powinno spełnić jej najskrytsze
marzenia o wielkiej karierze i tak samo wielkiej, jak i nie większej, miłości.
Z kieszeni wyjęła paczkę papierosów oraz telefon ze
słuchawkami. Popłynęła losowo wybrana piosenka, podobała jej się.
Pasowała do jej nastroju w tamtej chwili. Jedynie język był problemem, bo
kompletnie nie wiedziała o czym artysta śpiewa, ale nie przeszkadzało jej to.
Głos mężczyzny ją uspokoił, a melodia koiła zmysły. Zaciągnęła się po raz
kolejny i zasnęła pod gwiazdami. Przez chwilę poczuła się kompletnie wolna.
****
Obudziła się ze straszliwym bólem głowy. Próbowała otworzyć
oczy, ale powieki ciążyły jej bardziej, niż gdyby były z kamienia. Odwróciła się
na drugi bok i zamiast miłej poduszki, pod głową poczuła pustkę i upadła.
Automatycznie poderwała się i z przerażeniem otworzyła oczy. Ostatnią rzeczą,
którą pamiętała były wzgórza Hollywood oraz smutna piosenka lecąca z głośników
jej telefonu. Znajdowała się w…. Domu braci Leto. Jakim cudem? Pytała siebie w
myślach nie mogąc wyjść ze zdziwienia, które ją ogarnęło.
Swoją dość bolesną pobudką musiała zwabić do siebie osobę,
której twarzy nie chciała oglądać przez długi, długi czas. To znaczy pragnęła
go całą sobą, ale mózg podpowiadał jej, że przecież i tak się zakochał.
Zza ściany wyłonił się Shannon Leto. Bóg seksapilu i wszystkiego
co piękne na tym świecie. Zadrżała jak zobaczyła mężczyznę, za co skarciła się
w myślach. Opanuj emocje, ogarnij się kobieto.
- Co ja tutaj robię? Wychodziłam przecież…- zapytała go o
to, co teraz najbardziej ją nurtowało.
- Też miło mi ciebie widzieć Mary, choć do kuchni, zrobię
kawę i wszystko tobie opowiem.
Posłuchała perkusisty i ruszyła za nim. Musiała przyznać, że
zawód, którym się trudził bardzo pozytywnie wpłynął na jego wygląd. Miał
szerokie, umięśnione plecy z dość dużym tatuażem po środku. Wyglądało to jak
jedno wielkie dzieło sztuki. Każdy mięsień współgrał ze swoim kolegą, co dawało
nieziemski efekt. Fakt, że mężczyzna był bez koszulki zakłócał jej wewnętrzny
spokój i nie pozwalało jej się skupić na drodze i potknęła się o ten sam
wieszak co wcześniej. Spowodowało to upadek wprost na plecy Shannona. Ten na szczęście
był bardziej przytomny niż ona i w porę odwrócił się i złapał Mary w ramiona. Dziewczyna
zarumieniła się z zażenowania własną osobą.
- Jeszcze nawet nie było pierwszej randki, a ty już rzucasz
się mi w ramiona? Dziewczyno szalejesz.- roześmiany Shannon spojrzał na nią z
iskierkami w oczach. Jego uśmiech rozwalił ją na łopatki, czuła się jak motyle
w jej brzuchu obijają się o jego ścianki jak oszalałe. Gdyby w jej wnętrzu znajdowali się policjanci, już dawno
zostałyby zatrzymane za przekroczenie dozwolonej prędkości. Nie odpowiedziała
mu nic, tylko delikatnie się uśmiechnęła.
Zaniósł ją do kuchni i postawił dopiero wtedy, kiedy upewnił
się, że będzie stabilnie siedzieć na krześle. Nie mógł opanować drżenia rąk, po
tym jak trzymał w nich jej drobne ciałko. Była taka lekka, w porównaniu z
każdym innym ciężarem. Zagłębienie w jej plecach pozwalało idealnie wpasować
się w nie jego rękom. Jej włosy opadały mu wtedy na ramiona i delikatnie
spływały aż do boków jego ciała. Była taka idealna, nie tylko ciałem, ale także
duszą.
- Przestaniesz się na mnie patrzeć jak na niezdarę?- zapytała,
czym wyrwała go z jego rozmyślań.
- Przestałbym, gdybyś nią nie była.- odparował jej z tym swoim
słynnym ironicznym uśmieszkiem, który podobno sprawiał, że kobiety zachodziły w
ciążę. Śmieszyły go te porównania, ale może i miały w sobie odrobinę prawdy.-
Zrobić tobie kawy?
- Po to mnie tu zaniosłeś…- westchnęła i po raz kolejny dzisiaj
zapatrzyła się w jego plecy. Całe ciało miał idealnie wyrzeźbione, ale to ta
jego część budziła w niej największe emocje. Pewnie upadła by jeszcze raz, ale
na szczęście siedziała na dość wygodnym krześle barowym.
- Kawa dla mojej pięknej i niezdarnej towarzyszki.- odwrócił
się do niej i zamiast podać jej napoju przez blat, podszedł i postawił ją tuż
obok niej. Spowodował tym zmniejszenie odległości, która ich dzieliła do kompletnego
zera.
W powietrzu można było wyczuć namacalne już napięcie między
nimi. Podniosła wzrok ze swoich kolan i ujrzała jego nagą klatę przed swoim
nosem. Uśmiechnęła się mimowolnie, co nie uszło jego pilnej uwadze. Wstała,
żeby być choć trochę bliżej niego, ale różnica wzrostu nie pozwalała mu stanąć
z nim twarzą w twarz. On znalazł na to rozwiązanie. Złapał ją za podbródek i
podniósł go tok, aby spojrzeć w jej czarne oczy, pełne pożądania i niepokoju. Nie
potrzebował niczego więcej, ale jego wrodzona chciwość nie pozwoliła mu na tym
poprzestać.
- Chciałem to zrobić od kiedy słodko spałaś na moim
ramieniu.- powiedział bardzo cicho, prawie szeptem i pocałował delikatnie jej
usta. ****
I jak wam się podobało? Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam tym rozdziałem, myślę, że był nawet dobry ;)
Zapraszam do opinii i komentarzy :)
A tak nie o Marsach to polecam najnowszą płytę Artura Rojka. MAGIA <3
*MarsHugs*
OMG OMG OMG, moje feelsy. <3 Czytając końcówkę i słuchając "Chciałbym umrzeć z miłości"... *.*
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa, jak to wszystko się dalej rozwinie, jestem ciekawa reakcji Jareda na to, że Mary to ta dziewczyna, w której zauroczył się Shannon, jestem ciekawa WSZYSTKIEGO.
Czekam, czekam na następny i dzięki za pożyczenie mi kawałka weny. <3
Jeju, cieszę się, że wzbudziłam taką reakcję <3 następny już niedługo, bo dostałam zastrzyku weny ;) A proszę, proszę mam nadzieję, że u ciebie też coś się pojawi, bo czekam z utęsknieniem <3
UsuńJejku! Jak ładnie to napisałaś *,*
OdpowiedzUsuńKońcówka baaaaaaaaaaaardzo mi się podoba :33
Zauroczony Shanny jest taki słodki :3
Weny życzę <3 *MARShugs*
Dziękuję bardzo <3
UsuńMmm, rozpływam się. Jak sobie to wszystko wyobrażam to rozdział jest jeszcze lepszy :3
OdpowiedzUsuńjghklgdsfghg nawet nie wiem co napisać CUDOWNY! ♥
OdpowiedzUsuńOMG! To jest świetne ! Z niecierpliwością czekam na kolejny. Skończyłaś w takim momencie *.* Nie mam słów :O
OdpowiedzUsuń